GŁOWA

GŁowa... Zwyrodniałe kruki pożarły powłokę.
Ile im jeszcze trzeba do szcżesliwosći ?
Skonsumowały skórę z twarzy i uszy.
WYŁUPIŁY OCZY - zamiast nich mam teraz otwory pełne ich fekaliów.
Upokarzają mnie te czarne lotne mastodonty.
Włąsnie z oczu wykonały zapewne wizjery do drzwi mieszkań drzewnych.
POWYRYWAŁY WŁOSY - gdzieś tam setki gniazd są pełne nici o moim własnym kodzie genetycznym.
WYDARŁY WARGI - z pewnoscią dla owadów żyjących wraz z krukani stanowią one surrealistyczną kanapę.
A ZĘBY ? - uzębienie jako posadzka,
może nawet kostka brukowa do pałacu warstw wyższych tego ptasiego rodu.
GŁowa...

(S.M 21.04.2008) str. 481



Dziecinstwo dnia każdego"

Poeta dzieciaczek,
brzoskwinka radosna,
bożyszcze rozpaczy !
Jakże ta zdradziecka wiosna
zabawia się z nim
i tylko usta zielenią rozwiera,
by go podniet szlakiem uwieść
i biednego na szafocie capim uwiesić.
Nie wiecie ? To powiem:
Wiosna, ułudna ta dzierlatka
artystów tylko po to zagania do sercowych powstań
by jej kuzynki - lato i jesień
ujarzmiły na wieczność
nóg ich krzywych rozstaw.
A jeśli głosem, kolorem, dźwiękiem
człek taki swe uniesienie przekaże,
w zamian więzienie życia do stóp mu kalekich
na wznak się kładzie.

(S.M 05.05.2008) str.490



HUŚTAWKA

Huśtamy się, my dziewczynki bosonogie...
huśtamy, aż do nieba...
i cóż, żeśmy bucików nigdy nie miały ?
Wśród chmur obucia nie trzeba...

Huśtamy się, my dziewczynki bosonogie..
huśtamy a przy ziemi,
gdy nas chłód padołu wbija ku dołom..
stajemy się niewidzialne..
tak jak chcą wszyscy...
stajemy się sobą.

XXXXXXXXX

Nikt nam nie powiedział, że w szafie
wystawionej na taras
zalęgły się objuczone warcholstwem
warstwy stremowanych pokus.

(S.M 17.04.2008) str.479



Szumiące kaprysy pni

Pomyślałem o karzełkach z boru gdyż
nazbyt wierne były ziołom tajemnej mej matki.
Biegła w stronę wydumanej siły lasu.
Słyszała dozę dochodzącego stamtąd hałasu.
A naprzeciw niej karzełki wyszły szybciej niż
spadają z kielicha tulipana czerwone jak krew płatki.

Chciały ją pojmać te bestialskie malce.
Złośliwe i prymitywne w żakiecikach grozy.
Mogły zdusić szantażem, ilością tłumnej masy.
Nie wiem jakiej demonicznej były one dokładnie rasy.
Widziały to złociste sikory jak w jedwabnej halce
wszyte widniały matczynego szaleństwa apoteozy.

I biedna była w momencie najgorszym:
upadła niedołężna wielce pani staruszka.
A oni ją naszli, to z tyłu, to z przodu.
Bronić się nie miała sił z przyczyny uprzedniego pochodu.
Tak tajemnicę ziół wiecznych wydarzenie to gorszy.
Biły moją matkę karzełki na małych nóżkach.

Oj dobrze, że jedna z sikor u mnie na czas
zjawiła się i usiadła na pagonów ramieniu (jeszcze w porę).
Trelem ptasim ujawniła ułomnych bydlęce czynności.
A mną się zajęły chęci odwetu mdłości.
Na miejscu byłem za późno trochę i "Złośliwców" duszną sworę
wypuściłem na ich małość przed ten zwiędły las.

Niestety, mimo zwycięstwa, klęski gorycz zasłania
trup matni miłej, lubej w żałosnym kirze.
Pomyślałem o karzełkach z boru gdyż
wyszły do niej szybciej dużo niż
pożoga płaczu kaprysu u sędziwych pni bajania,
w gaju czarności, szumiącym chorobliwie wirze…

Sebastian Madejski "Szumiące kaprysy pni" (11.12.1995)



PEAN NA CZEŚĆ WASZĄ

Ultra-męskich klubów założyciele,
nam potrzeba takich czynów!
Niewinności wkoło wiele, także śmiało...
trochę ginu
i gotowe są dziewczątka.
Niech im głos zapiszczy ładnie,
gdy rozkosze sprawne i dosadne...

Hrabinie, ze zgrzebnych szat wyszłyście niedawno.
Pamiętacie, jak powłóczyłyście podartych włosienic warstwami ?
Teraz jak rusałki admirał kwiecicie kolorami nad trawami..
Spójrzcie, słońce przyobleka Wam promień uśmiechu dnia dzisiejszego !

(S.M 23.04.2008) str.485



ZAŚNIJ, PUCHACZU

Hu! Hu!
Zaśnij, puchaczu !
Ty, ostatni z żywych.
Chronisz pusta chatę.
Upolowano Ci panią
i tkwisz w dziupli
jedyny gatunku swego obywatel.

Chaszcze karczują oraz lasy,
po których za młodu hasałeś nocnymi księżyca ścieżkami.
Tuś Ją poznał a później nawet dzieciątka wasze
tłamsiły się w zabawach.

Nadeszła jednak data
gdy ludzkie stwory
zniszczyły pozostałość przeszłości
i nadzieje na najbliższe chociaż lata.

Hu ! Hu !
Zaśnij, puchaczu
Ty, niemy świadku
własnego przymuszonego
nie przez Ciebie upadku.

Zaśnij, piękny ptaku.
Niech ci się wydaje,
że królem puszczy nocą jesteś
między konarami
sosen, buków
i polujesz na gryzonie pośród
dzikiej paproci kwiatów
nocnych płatków.

(S.M 29.04.2008) str. 488



LUDZIE CIEMIĘŻENI

Mieszkańcy Tybetu,
nie giniecie na próżno.
Mimo, że giganci świata bezdusznego
w nauszniki dźwiękoszczelne
słuch swój wkuli,
większość narodów człowieczych
cierpi wraz z wami.
Nie jest na to późno.

Ślady skośnych oczu,
czołgami przejeżdżane wzdłuż ciała,
bagnetami nadziane i palone na stosie
z dala od blichtru piękna.
w naszych cudnych lokalach
wychwalane nie są często.
Choć jesteśmy z wami.

Coca-colami, burgerami nadziewani co dzień
żyjemy cierpiąc wraz z wami. Ludźmi też jesteśmy przecież.
Mało wpływu ma jednak biedota na świata tory.
Ludzie cierpiący, ze środkowej Azji
jeśli zginiecie wszyscy będziemy mieli z waszych skór do lamp abażury.
Paznokcie do żelatyny się nadadzą.
Włosy wymieszane z trocinami do tapczanów.
Made in China fortepiany będą z waszych kości piękne klawisze miały.
Już tak w historii było.

My wygodniccy i gorzej mający, jesteśmy z wami.
Pośród nas i wy będziecie. Krwią zakrapiani.

(S.M 29.04.2008)



GŁOS BURZOWY

Ponad nami głos burzowy!
W chwili trudnej chylim głowy.
Ponad nam boskich kierpców obcasy
gniotą głowy ludkom głupim.

Naród durnowato wesoły.
Naród klęczy gdy chór z góry
grzmi i warczy, gani, karci.
Ludzie miękcy nic nie warci.

Ponad nami głos burzowy!
Piorun trzeszczy goląc głowy.
Nikt nie myśli, nikt nie skrzeczy,
żeby znaleźć coś na rzeczy,
umysł wywlec na piedestał.

Tak się bogi bawią ludem,
a co rusz operują cudem.
Dziwno gatunkowi w dole
myśli urozmaicić. Niedole
woli znosić tłum ów brudny
i oddawać się chce w opiekę
chmurom okrutnym.

(S.M 07.05.2008) str.492



W MIĘDZYCZASIE

Jechał do drugiego miasta.
Po drodze spotkał starzyznę,
wiekowy lampion przy szosie.
Bezzębną matrony cielistość
wynajął na rozpusty rzetelne.
Za stówkę papierową obiecała
zająć się nim całym.
Auto na poboczu stało
I chwiało się na boki
choć nie stwierdzono w tym czasie
tektonicznego ziemi drgania.
Tak się zabawiali, że w gorącej aurze
roztopili się jak lody.
Znaleziono tylko ubrania
w nieładzie na tylnim siedzeniu.

(S.M 08.05.2008) str.493



MEMORANDUM ?

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.
Miło było.

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.
Miło było.
Graliśmy dużo w kości.

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.
Miło było.
Graliśmy dużo w kości.
Prawie nic się nie zmieniły te nasze roczniki.

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.
Miło było.
Graliśmy dużo w kości.
Prawie nic się nie zmieniły te nasze roczniki.
Były zawsze obskurne i cuchnące.

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.
Miło było.
Graliśmy dużo w kości.
Prawie nic się nie zmieniły te nasze roczniki.
Były zawsze obskurne i cuchnące.
Teraz tylko w ogóle się nie ruszamy i jesteśmy jeszcze bardziej sini.

Wiesz, byłem wczoraj na zjeździe
pensjonariuszy domów starców stacjonujących w latach 1960-62.
Miło było.
Graliśmy dużo w kości.
Prawie nic się nie zmieniły te nasze roczniki.
Były zawsze obskurne i cuchnące.
Teraz tylko w ogóle się nie ruszamy i jesteśmy jeszcze bardziej sini.
I nie gramy nawet w kości, którymi jesteśmy.

(S.M 14.05.2008) str.498



OMAM

Akurat teraz upadasz, gdy juz świta
i wkoło latarnie słoneczne dzień oznajmiają błogi ?

Córko wojenna, ja Tobie parę razy juz napomknąłem
o gwieździe jaką trzymam w kieszeni dla Ciebie.

A Ty się wciąż wzdragasz.
Nie chcesz iść za mną.

Jam Twoją zjawą świętojańską nocą,
promieniem złocistej planety za dnia
i brzemieniem najjaskrawszym
z sopla lodu wyciosanym jednocześnie.

Leż tu, jeśli chcesz, sam pójdę dalej.
Chmary piasku, pyłu i betonowych okruchów wkoło.

(S.M 21.05.2008) str. 500



PRZED ŚWITEM

Jak wiele moich przemyśleń bywa grzechem ludzkim.
Jak długo tarzam się nad łąkami i w lasach.
Gdzieniegdzie tylko słychać odzew żołądkowych nudności.
Koniec snu pijanego!

Nie !!! To nad stołem pełnych wymiotnych zawartości,
między talerzykami i kieliszkami
twarzą i popiersiem własnym sobie hasam.
Cóż ze mnie za performer!
Własnymi wnętrznościami umorusałem stolik barowy.

I nikt mnie nie wyrzuca z lokalu !

Trawiennymi płynami mam ozdobione pół głowy.
Coś z ust mi kapie.
Mój kompan na kanapie
zasnął również wślizgując się z marynarki w sałatkę. Po balu!

I nikt go nie wyrzuca z lokalu !

Kolego po fachu, otrzeźwiejmy trochę.
Wyjdźmy sami, zanim upiorą nas razem z kanapą
i obrusem pełnym drippingu,
śladem mojej obecności i artystycznej wolności.

(S.M 23.05.2008) str. 501



PRÓŻNE NADZIEJE

Niemożność odejścia pozbawiła złudzeń
poetów ruchliwych i głosów wybitnych.
"Polubiliśmy ich wszystkich za tą niemoc spełnienia,
my, wszyscy ludzie bez nazwisk i imion imienia.

Przegrali swe sprawy przed sądem dyskretnie,
skazani na dożywoty świętych lub katusze wieloletnie.
Myśmy im to sprawili z uśmiechem na ustach.
Tyłki nam przy tym spasione przywarły do krzeseł.

Taki mamy zapał by gnębić zdolnych, że nasza masa tłusta
nie ruszając się z miejsc wygodnych ani foteli,
szczeka na sztukę prawdziwą, kiczem plując na geniuszy,
Wychwalamy zakamarki waginalne najtańszych popeliny burdeli.

Nie damy skrzywdzić nikomu pospólstwa zachwytów,
naszych idoli karczmianych, gwiazdek ze spędów biesiadnych.
Myśleliście, że talent ważniejszy od chały?
W gettach sczeźniecie na wieki. Zwycięży najmniejszy lub mały!"

S.M (25.07.2008) str. 503



ŚWIĘTO NIEOBECNYCH

Pienie radosne z cmentarzyska uchodzi
Dziś ich święto! Chodźmy więc, mili o północy
by zaczerpnąć powietrza, zgryźliwego poczucia humoru.
Celebrujmy bytność w nekropolii.

Nabierzmy tajemniczej mocy
dziadów, przodków szlachetnych i bydła ludzkiego
Zawsze kontrastów było i jest wiele
nawet w zmarłym cienia ciele.

I gdy znicze obleką kolubryny krzyży
poczujmy się jak anioły z wyżyn,
które w roku jeden dzień spędzają w niebie
czasu nie mając dla najbliższych sąsiadów diabła.

(S.M 30.10.2008) str.516



UCHODZISZ

Uchodzisz
gdy wiatr opłakuje mocne Twoje dłonie.
Uchodzisz
gdy piękno szaleje wkoło domu matki,
gdy czajnik gwiżdże na ogniu wśród grzybów na ścianie.
Wstajesz, wychodzisz z przeszłości
podążasz tam gdzie losu rozstaje.
Pozostają w murach willi zagadki
nierozwiązane, niechciane.
Uchodzisz łącząc się w bólu z bólem w kolanie.

(S.M 04.11.2008) str. 517



MROZEM UWIEDZIONY

Na środku autostrady zastałem panią zamrożoną,
taką lodowcem skutą i stworzoną przez zło.
Zapytała, czy zatańczę dla niej solowo.
Ona nimfomanka, ociosana krą
nie mogła przecież poruszać się
w żadnym względzie.
Odparłem dygocąc ni to z zimna ni ze strachu:
"Łaskawcą być mogę lecz racz mi obiecać,
że gdy zelżeją lodowatości, ścigać mnie nie będziesz
po pierwszym traw pokłosiu".
Monumentalnie dygnęła i nie wiadomo skąd
muzyka rozległa się z całą siłą, partytur pogłowiem.
Nieznana moc mnie ogarnęła
i wkoło pani pląsać zacząłem
w rytm tanga, walca, przaśnego mazura.
Dopięła swego marnotrawna władza.
Figury tworzyłem imponując zgrabnym chaosem.
Do końca życia tańczyłem.
Odmawiać damie nie pozwalała mi osobista kultura.

(S.M 07.11.2008) str.518



ZAKATRUPIENI

Odstąpcie od bram, pochmurni wartownicy Słońca!
Niech nie będzie przeszkód by promienie bez końca
mogły jarzyć swym światłem, ciepłem adorować planety.
By chłonąć mogli radość z jasności mężczyźni i gustowne kobiety.

Życzeń wiele od śmierci zza drzwi życia usłyszcie.
Póki jesteście konsumujcie filozofując i bawcie się pysznie.
Bo gdy wnet zapukam i nogę w izbie postawię
Nikt z obecnych dnia urodzin już nie wyprawi.

Cieszcie się czując mą obecność!
Cieszcie się krojąc pieczone mięsiwo!
Winem się spijcie
bym nie musiała brać was siłą.

(S.M 20.11.2008) str.522



INNY W OBECNOŚCI DZIEWCZĘCIA PRZEPYSZNEJ URODZIWOŚCI

Dziewczę przepysznej urodziwości
podchodzi do mędrca i całuje go w czoło.
Na to skóra głowy myślącego raptem się napręża.
Oczy z orbit uchodzą i osocze krwiste tryska uszami.

Alergik na piękno, przemienia się w aseksualnego wizjonera
rodzącego się z tułowia. Garnitur skórą twór obciera.
Ręce dygoczą. Koniec z psychologią!
Lękliwość przed niewieścim ucieleśnieniem w paraliżu tonie.
Co zaradzić, jak pomóc, gdy uroda na wyciągniecie dłoni?
A on sponiewierany przeżyciami negatywnymi,
i przesiąknięty rodzinną martyrologią ?

(S.M 20.11.2008) str. 523



WNIOSEK PARKOWY

Liściu opadły na parkowe pierzyny,
znaczysz niewiele w aspekcie całości liści rodziny.
Choć pokładasz się swą jesienną barwą
każdy cię depcze patrząc z pełną obojętności pogardą.

Czy jako zielony-żywy,
wygięty, krzywy
czerwony-przekwitły, czy też zeschnięty-bury
jesteś niczym dla przeciętnego piechura, który
spacer przypadkiem czyni dla rozgrzewki kości,
lub do damy podąża, wyjątkowej randkowej jejmości.

Choć pokładasz się swą jesienną barwą
każdy cię depcze patrząc z pełną obojętności pogardą.
Liściu opadły na parkowe pierzyny,
znaczysz niewiele w aspekcie całości liści rodziny.

(S.M 21.11.2008) str. 526



NIEMODNY

Za co mnie pokarał las i jego córy,
żem garbaty, brzydki,
niecodziennej postury?

Czemu zamiast skrzydeł
rosną przy ramionach
abstrakcyjne żądze
w swych szpetnych kolorach?

Komu za brzydotę szkaradną
mam zapłacić?
Igły bym powbijał
kreatorowi nieprzychylnemu.
Podążam ku bagnom pobliskim
by w nich się zatracić.

(S.M 22.12.2008) str. 536



ODWŁOK

Odwłok żuczy.
Martwy tułów.

Po cóż ci chrząszczu był żywot tak mierny?

Latałeś nad wystającym z doniczki kwiatkiem.
Dosięgła cię packa.

Spadłeś na podłogę zadkiem.
Krótka historia oto taka się jawi.

Egzystencja organizmu
długo na tym świecie nie zabawi.

(S.M 23.12.2008) str. 537